14 listopad 2003-11-14

 

14 listopada, a więc dokładnie przed dwoma laty przyjechałam do Aachen jako au-pair – Madchen. Byłam wówczas po ciężkich dla mnie doświadczeniach życiowych. Tam czekało na mnie zupełnie inne, nowe życie, mnóstwo przygód, konfrontacja z ,,gamą,, kultur z całego świata, nowe znajomości. Byłam tego świadoma i psychicznie na to nastawiona, ale w momencie przyjazdu do Aachen  nie umiałam zbyt dobrze języka, nie znałam miasta, ani ludzi, obca była mi także rodzina, u której mieszkałam, nieznane możliwości zrealizowania oczekiwań i marzeń, jakie miałam przed przyjazdem do Niemiec. Jedyną taką możliwością było uczęszczanie na kursy j. niemieckiego, na które rekrutacja skończyła się we wrześniu. Musiałam czekać do lutego. Ale cóż robić tyle czasu nie mając znajomych, kursu, ani perspektyw na poznanie kogokolwiek? Zanużyć się w książkach i uczyć się samemu, spędzać czas w samotności, rozmyślając nad własną dolą i biernie czekać miesiące, aż coś zacznie się dziać, niewykorzystując wystarczająco możliwości, jakie niesie za sobą pobyt za granicą?

Ta perspektywa przeraziła mnie. Postanowiłam działać. Brzmi to z pewnością śmiesznie, ale wówczas nawet nie wiedziałam od czego mam zacząć. Znalazłam najpierw ogłoszenie o tym , iż w Aachen odbywają się msze święte w j. polskim. Ucieszyłam się ogromnie tą informacją i z niecierpliwością czekałam na niedzielny poranek.W sercu żywiłam nadzieję, że istnieje jakaś przykościelna grupa młodzieżowa, do której mogłabym przystąpić i tym samym nawiązać nowe kontakty z młodymi osobami. W końcu nadeszła niedziela, na którą z niecierpliwością czekałam. Przyszłam pod kościół o wyznaczonej porze, lecz dziwnym trafem ludzie (mówiący po polsku) nie wchodzili do środka, lecz rozmawiali towarzysko z innymi . Spojrzałam na nich i pomyślałam : „ależ tutaj dziwne zwyczaje panują, że ludzie spotykają się ze znajomymi na rozmowach (niektórzy też na papierosku) przed mszą świętą.” Zdrowy rozsądek przebił się jednak przez myśli zdziwienia, rozczarowania i ślepej naiwności i wyszeptał: „ Mały wariacie! Die Messe ist schon vorbei.„ . W pierwszej chwili pomyślałam sobie, że ,,pójdę na żywioł,, i po prostu podejdę do kogoś, przedstawię się i w ten sposób nawiążę nowe znajomości, ale stchórzyłam. Zrezygnowana weszłam do środka stawiając na to, że ktoś tam jeszcze został i rzeczywiście – siedziała tam jeszcze jakaś ,,gościówka”. Podeszłam  bliżej i zapytałam najpierw po niemiecku : ,, Entschuldige, warum ist die Messe schon zu Ende?” Kobieta popatrzyła na mnie i „na stówę” pomyślała: ” ale typ z tej młodej . Ona urwała się z księżyca, bo z choinki to za mało”.  Ja jednak pełna powagi czekałam na reakcję : „Najwyżej” –pomyślałam -  „zmyje mnie, a ja podejmę kolejną próbę w przyszłym tygodniu”.  Ona natomiast podniosła głowę, zwróciła na mnie swój wzrok spod beretu i odpowiedziała : „ Guten Tag, …. weil die um 11.00 Uhr begonnen hat” .  Nie pozwoliłam jej nic więcej powiedzieć, bo dostrzegłam,że trzyma w ręku polską gazetę i moim zwyczajem, przerwałam jej wyjaśnienie, uśmiechając się i odczówając ogromną ulgę, a jednocześnie wyglądając na pomyloną rzekłam z radościa w głosie : ,, Aaaaa , pani jest z Polski?!  Ooooo , jak fajnie!!!! „ Nie czekając na to , co powie dalej, przedstawiłam się i zapytałam : „ Czy tutaj działa może jakaś grupa polskiej młodzieży? Bo ja … „ . Ona szybko oceniła sytuację i  powiedziała : „ Teresa jestem . Siadaj! „  . Potem przeczekała, aż skończę i zaczęła : „ Nie niestety, ale jest taka koncepcja. Jest trutaj taki Dawid, który robi doktorat i jakiś czas temu  rozmawialiśmy na ten temat” .

Ja na to : „ Oj! Jak to nie ma ? Musi być! Jest ogromna potrzeba takiej organizacji. Dużo ludzi , podobnie jak ja przyjeżdża tutaj samemu ( i są może nie tak nieudolni jak ja, ale … ) ,  i nie wiedzą , gdzie mogą nawiązać te pierwsze kontakty, zasięgnąć informacji gdzie, co i jak można załatwić lub po prostu nie mją z kim podzielić się swoimi przeżyciami związanymi z konfrontacją z nową formą życia. Taka grupa mogłaby być pewną formą oparcia w tych momentach. Nie mają z kim spędzić wolnego czasu. Tubylcy natomiast, mogliby mieć więcej kontaktu z j.polskim i Polakami. „  Ona przytaknęła, dając mi do zrozumienia, że wie, co mam na myśli, spojrzała na zegarek  i zaproponowała : „ uklęknijmy i pomódlmy się, a potem wyjdziemy i pogadamy „ . Po wyjściu z kościoła , ona tak otwarta i wsłuchująca się we mnie tak cierpliwie, zaprosiła mnie do siebie do mieszkania. Byłam zaskoczona i wdzięczna jej za to spontaniczne zaufanie mi , a przede wszystkim za cierpliwość i czas , którymi mnie obdarowała. U niej w chacie zajęłyśmy się obgadywaniem szczegółów. Wyznaczyłyśmy pierwsze zadania do realizacji :

1 . Ona kontaktuje się w tej sprawie z Dawidem.

2. Dawid zaczyna obgadywać sprawę z księdzem i zajmie się resztą.

,, Super!!!” – krzyczałam radośnie w myślach – „ To musi się udać!!! „ J

Mawia się, ,, od koncepcji do realizacji długa droga”. Tym razem wszystko ruszyło dość żwawo. Dzięki poczuciu o ważności misji ( J ) Teresy i skutecznemu działaniu Dawida oraz wsparciu jego żony Ewy, szybko przyszykowane zostało podłoże, do realizacji naszej koncepcji.

Ksiądz zareagował pozytywnie na tę myśl i wyznaczone zostały : miejsce, dzień, pora  i charakter spotkań. Potem zostało zamieszczone ogłoszenie w gazetce ,,Przegląd” wydawanej przez ,,Polonię Katocką Aachen” ( J ) i ksiądz ogłosił komunikat dotyczący naszych spotkań,z ambony.

Doszło do pierwszego spotkania, na które przyszło zaskakująco dużo osób. Od tej pory spotykaliśmy się każdego wtorku i wspólnie modliliśmy się , rozważaliśmy pismo święte i omawialiśmy sprawy organizacyjne, przy czym składaliśmy różne formy propozycji spędzenia wspólnie czasu poza wspólnotą np. wypad na łyżwy,  czekając z otwartymi rękoma na nowych członków ,,Przystani” .

Czas mijał i nadszedł moment , kiedy musiałam wrócić do domu, do Polski. Grupa pozostała  ( nie miałam takiej możliwości wziąć jej ze sobą do domu J ) i dzielnie trwa, rozwijając się , dzięki jej członkom, z których każdy bardziej lub mniej aktywnie wpływa na jej obecny kształt i żywotność  .

Fakt ten bardzo mnie cieszy i trzymam kciuki oraz modlę się za dalszy rozwój grupy i wytrwałość osób, które często wkładają całe swoje serce w tworzenie, podtrzymywanie i ciągły rozwój tego stowarzyszenia oraz dbają o to , by spełniało ono założenia, wyznaczone na początku.